top of page
Szukaj

Mistrzowie sezonu 2015/2016

  • Grzegorz Zuber
  • 6 kwi 2016
  • 4 minut(y) czytania

Mimo, że do końca sezonu w Niemczech, Hiszpanii, Włoszech i Anglii zostało jeszcze kilka kolejek, to mocno wątpliwym jest, aby zmieniło się coś jeśli chodzi o obsadę pierwszych miejsc w tychże ligach. Pięć punktów nad Borussią w chwili obecnej posiada Baeyrn Monachium na sześć kolejek przed końcem sezonu i wątpliwym jest, by coś się w tej kwestii zmieniło. W Monachium jest jeden człowiek, który na to by nie pozwolił, cokolwiek miałby zrobić. Nazywa się Pep Guardiola. To ten, który w przyszłym sezonie ma odejść do City i to ten sam, wokół którego mogło się pojawić troszkę niesmaczków co do przywiązywania wagi do swoich jeszcze obecnych obowiązków. Ale ten sam człowiek, idealista, który misternie punkt po punkcie kula się do końca sezonu, z obsesją maniaka daje energii swojej drużynie. I mimo, że zarzuca mu się zabicie indywidaualności swoich graczy, to jednak wyniki go bronią. Nie wgłębiając się w Ligę Mistrzów, na krajowym podwórku nie ma siły, która by zrzuciła monachijczyków z fotela lidera nim upłynie sześć kolejek. Styl od jakiegoś czasu może nie zachwyca - ten Bayern do bólu skuteczny nudzi swoimi spotkaniami, nie ma tam wirtuozerii, dobijania i nieustannego nękania. Są za to z trudem zdobywane punkty przeciw drużynom, które potrafią mimo dominacji i obłędnego kopania piłki od nogi do nogi przez zawodników Bayernu utrzymąć tą piłkę z dala od swego pola karnego. Szargany kontuzjami zespół Katalończyka ( gdybym nazwał go Hiszpanem, pewnie by się obraził) ma wiele wad, w tym misternie tkanym zespole jest jakże wiele defektów, co pokazał mecz z Juventusem. To, co jest ich siłą, czyli osoba trenera, jest też ich największym przekleństwem - brak planu B. Zawsze zakłada, że obrany kierunek jest właściwy i nic nie jest w stanie na niego wpłynąć. Męczy posiadaniem piłki, klepaniem jej we wszystkich kierunkach świata po boisku i wyczekuje, kiedy w końcu ktoś trafi. Coraz częściej jednak te trafienia zamykają się w liczbie 1, ewentualnie 2... W Hiszpanii jak to w Hiszpanii. Tam nie doczekamy się romantycznego zakończenia sezonu jak w Anglii i dużo czasu minie, nim na pierwszym miejscu zobaczymy kogoś innego z trójki Barcelona, Real Madryt czy Atletico. Barcelona dzięki zabójczemu trio z przodu i innowacyjnemu na ławce trenerskiej Luisie Enrique przoduje w tabeli i niczego nie zmieni klęska w El Classico. Ani czytanie gry Enrique, ani forma jego gwiazd, ani nawet terminarz nie daje najmniejszych szans Atletico na mistrzostwo. Dla fanów tychże klubów sytuacja na pewno jest komfortowa - co by się nie działo, ich pupile będą w ścisłym gronie faworytów, a losy mistrzostwa rozgrywają się minimistrzostwach między tymi zespołami. Ostatnio Jose Mourinho sam przyznał, że będąc trenerem w Anglii rozgrywał 14 wielkich meczy w sezonie, a w Hiszpanii dwa - z Barceloną. Najlepiej oddaje to przykład, który dał wyżej wymieniony, że mistrzem Anglii zostawał zdobywając około 75 punktów, a w Hiszpani ponad 100. Mimo wszystko czapki z głów przed dokonaniami trójki Messi, Neumar, Suarez. Tylko nowicjusz trenerski Zinedine Zidane był w stanie ich powstrzymać w obecnym sezonie. Być może jest to jakiś ciekawy zwiastun przed kolejnym sezonem, jednakże na chwilę obecną wszystko wydaje się jasne - Barca mistrzem Hiszpanii. Znów. Największy urok mimo wszystko w tym sezonie miała liga angielska. Cały piłkarski świat kibicował Leicester gdzieś w podświadomości, że ten sen Kopciuszka kiedyś i tak minie, i wielcy jak Arsenal czy Manchester City bądź United złapią właściwy rytm i przegonią Lisów hen daleko w środek tabeli. Następnie cały piłkarski świat wstrzymał oddech, bo nagle okazało się, że podopieczni tego sympatycznego dziadka Claudio Ranieriego dają nadspodziewanie dobrze radę. I tak, jak niemożliwym wydawało się, że wytrwają na szczycie do samego końca, tak samo niemożliwym wydawało się, że tak kiepski sezon zaliczy Chelsea, że tak tragicznie z czołówką zagra City, a Arsenal, jak to Arsenal, wierny będzie numerowi 4. Kto też by się spodziwał, że Manchester United, z Van Gaalem na ławce i z wielomilionowymi wzmocnieniami będzie zespołem na poziomie West Ham Unitedm, nie obrażająć WHU. Że ratować ich będzie licealista Rashford.A jednak. Pokora Ranieriego i przekonanie swoich podopiecznych do ciężkiej pracy w każdym spotkaniu, niesamowite szczęście w braku poważnych urazów, ale przede wszystkim, trzeba to przyznać - niesamowity w nos w dobraniu świetnej generacji piłkarzy da im pierwsze w historii mistrzostwo Championship. Takich zawodników, jak Mahrez, Vardy, Kante, Drinkwater od tego sezonu znają już wszyscy. To mistrzowie Anglii sezonu 2015-2016. Takiego come backu w świecie sportu dawno nie było widać. Chyba tylko w historii o Rockim Balboa mistrz, strasznie obijany, zakrawiony, zamroczony, już dawno nie na deskach, ale wbity w deski, nagle wstaje, klinczuje ostatni cios, by samemu zaatakować i tak oto Juventus Turyn, po najgorszym starcie od niemal 30 lat w lidze, nagle wstaje, jak filmowy bohater, otrzepuje się z gruzu, wychodzi z ognia i co tam jeszcze można by było wymyśleć - przystępuje do ataku. Wygrywa 21 spotkań z 20, nie przegrywając żadnego, bijąc przy tym wiele rekordów. Jego rywale wypruwali sobie żyły, niemal cała liga próbowała się przeciwstawić Juve, zmieniając się raz po raz na czele tabeli. Był Inter, była Roma, była Fiorentina, było Napoli. I co? I na końcu i tak zostało tylko Juve. Po niedzielnej porażce Napoli z Udinesse, zdaje się, że losy mistrzostwa rozstrzygnęły się właśnie na Dacia Arena. Popularnym śmieciarzom nie pomógł nawet fenomenalny Gonzalo Higuain, który trafiał x30 razy. Hegemonia Juventusu, trwająca już od pięciu lat, nie ma końca. Może w przyszłym sezoenie, gdyż jak mówią sami piłkarze z innych zespołów, ta dominacja Juventusu jest już dla nich męcząca i psychicznie uciążliwa. Póki co, Włochy nadal są białoczarne.


 
 
 

Comments


  • Facebook App Icon
  • Instagram App Icon
  • Twitter App Icon

© 2023 by EL FUEGO. Proudly created with Wix.com

Twoje informacje zostały pomyślnie przesłane!

bottom of page